Mimo zimowej pogody, w połowie lutego br. brałem udział w wycieczce do Lwowa, organizowanej przez jedno z warszawskich biur turystycznych.
Mam silną potrzebę podzielenia się moimi odczuciami wewnętrznymi przy przekraczaniu granicy polsko-ukraińskiej i ukraińsko-polskiej. Przeżycie przekraczania granicy przysłoniło mi obraz ślicznego Lwowa, jakże powiązanego historycznie z Polską.
W drodze do Lwowa - bez wysiadania z autokaru, sprawdzanie formalne paszportów, dokumentów podróży grupowej .............. itp. Pilot i kierowca biegali w różne strony, załatwiając niezbędne dokumenty, nie byliśmy tym zbytnio zdziwieni, gdyż pilot uprzedził nas o takich granicznych praktykach. Czas postoju na granicy dla naszej grupy wyniósł ok. jednej godziny.
W latach 70-tych, 80-tych jeździłem dość dużo służbowo do naszych sąsiadów, tych na wschodzie i tych na południu kraju. Przypomniały mi się tamte lata i praktyki "graniczne". A więc niby nic nowego ............? Ale nie to było najgorsze, najgorszy dla mnie był powrót. Po stronie ukraińskiej działy się trochę nieprzyjemne jak dla mnie sprawy. Wszyscy, wysiadka z autokaru, z bagażem podręcznym do specjalnej sali, tam prześwietlanie bagażu podręcznego i jakieś dziwne, nieuzasadnione postępowanie strony ukraińskiej. W tym samym czasie w autobusie trwało przeszukiwanie naszego bagażu, ba nawet rozkręcano części klimatyzacji (filtr) w autokarze. Marzyłem jeszcze o rewizji osobistej lecz obeszło się bez tego. Następnie, do autobusu i ................. na stronę polską. Myślałem, że to czysta formalność ale się myliłem. Polski celnik szukał czegoś w autokarze, na pólkach i zapowiedział, że wyrywkowej kontroli poddane zostaną 3 szt. bagażu, tego z bagażnika. W obecności pilota, kierowcy dokonano na oczach podróżnych kontroli (rewizji) trzech wytypowanych losowo bagaży, czego szukano .........? I tak dokładnie sprawdzeni przez dwie strony opuściliśmy strefę graniczną, w powrotnej drodze. Czas załatwiania wszystkich formalności to ok. 2 godzin.
Dlaczego o tym piszę ......?
Otóż podróżowałem w ostatnim czasie do Holandii i na Litwę, mile wspominam przekroczenie tych granic, ponieważ ich praktycznie nie ma. Zraziłem się jakoś takim postępowaniem na granicy z naszymi wschodnimi sąsiadami i w najbliższym czasie nie zamierzam podróżować w tamtym kierunku.
Jeszcze jedna refleksja na temat dróg, narzekamy na nasze drogi i pewnie mamy do tego powody. Natomiast po przekroczeniu granicy ukraińskiej to po prostu istny KOSZMAR, tak, dziura na dziurze i dziurą pogania. W drodze powrotnej, po przekroczeniu granicy polskiej poczułem się szczęśliwy, ze mamy tak "wspaniałe" drogi. Naszym wschodnim sąsiadom daleko jeszcze do nas, naprawdę. Nie wyobrażam sobie napływu turystów na EURO 2012, z Europy zachodniej na Ukrainę, będzie to dla nich szokujące przeżycie (granica, drogi).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz